Edytko…
Edytko,
Minęło ponad 20 lat odkąd Cię nie ma. Ty wiesz, że ja nie zapomniałam. Wiem, że wiesz. Każda moja wizyta na cmentarzu to zawsze Ty i Dziadkowie.
Każdego roku w Twoje urodziny 26 kwietnia, rocznicę śmierci 2 maja czy w ten listopadowy dzień rozmyślam, co byś robiła dziś, kim była. Gdy studiowałam, rozmyślałam jakie studia Ty byś wybrała. Tak sobie tylko przypuszczam, że może kosmetologię. Lubiłaś to.
Świetnie i odważnie dobierałaś stroje, z rozwagą wybierałaś kosmetyki. Pamiętasz te trądzikowe paskudztwa Soraya?
My obie wiemy, że nie wybrałabyś zawodu bez mnie, prawda? Zupełnie nie wiem za co i dlaczego, ale uważałaś mnie za swój autorytet. To mnie chciałaś pytać o wszystko. Ze mną rozważałaś każdą spódnicę na apel czy dyskotekę, a ja zawsze mówiłam, że wybierasz za krótką. Pytałaś, co odpowiedzieć chłopakowi, którego obłędnie kochałaś i czy zdecydować się na pierwszy raz już, czy jeszcze poczekać. Nie powiem, co poradziłam 🙂 Pomagałam Ci w tej durnej chemii, żeby pokonać panią Omernik. Wiesz, że zmarła? I nasza Zosia, i pan Kulig i pan Tomaszewski, i pan Warda…
Straszne, bo wszyscy tak młodo jeszcze.
Gdy zachorowałaś i jeździłaś z rodzicami na leczenie do Warszawy, nie traktowałam tego jak coś poważnego. Raz na jakiś czas spędzaliście weekend w W-wie w Centrum Zdrowia Dziecka i mówiłaś że to nic groźnego. Że jakiś guzek trzeba naświetlać, a w Chełmie nie mają takiego sprzętu. Ale że wszystko będzie ok. Przywoziłaś fajne rzeczy ze stolicy i zazdrościłam Ci tych pięknych martensów z żółtymi szwami. Obłędnie drogich, pamiętasz?
Powinno mnie zaniepokoić, że nagle pogorszył Ci się wzrok i nauka szła coraz trudniej. Ale może zbyt zajęłam się sobą, bo nagle zachorowałam ja. W grudniu diagnoza, szybka operacja. Mama w ciągu jednej nocy zrobiła się siwa, a Ty przejęta i przerażona z całych sił trzymałaś kciuki. Najbardziej wzrusza mnie wspomnienie, gdy dzwoniłaś do mnie na Jaczewskiego. Płakałaś, że tak strasznie boisz się o tę moją zastawkę w głowie i trepanację czaszki. Martwiłaś się, że mogę się nie obudzić albo umrzeć na stole, itd. Śmiałam się wtedy i uspokajałam, bo dla odmiany to ja zupełnie się nie bałam. Doktor Szczepanek zresztą też nie, to nie była trudna operacja.
Pamiętam, jak stałam przy automacie telefonicznym w piżamie w kwiatki i uspokajam Cię taką rozpłakaną. I nawijałam Ci z godzinę, że bardziej martwię się tym, co Jurek Owsiak powie na fakt, że mam identyfikator a nie będę mogła zbierać pieniędzy. I może tu w szpitalu uda mi się przelecieć po salach ze skarbonką.
Nie udało się, bo 7-ego stycznia jeszcze nie wstawałam. Ale nie udało się też to najważniejsze. Naświetlania w Centrum Zdrowia Dziecka. 2 maja tego samego roku to Ty Edytko, zmarłaś na głowę. A tak bardzo martwiłaś się moją.
I niby jestem duża, rozsądna i wiem, że to niemądre… ale jakoś gdzieś głęboko w środku mnie nie umiem sobie wybaczyć. Tego, że nie bałam się o Ciebie wystarczająco mocno, że byłam taka ślepa i nie widziałam, że odchodzisz.
Gdy odwiedziłam Cię już w Białopolu było za późno.
Nie poznawałaś mnie już. Gdy Cię całowałam, nie mogłaś się nawet uśmiechnąć. Czuję ból i niesprawiedliwość, że to z mojej choroby wszyscy wokół zrobili dramat i zmartwienie, a to Ty odeszłaś…
Chciałabym, żebyś mi to wyrzucała. A Ty oczywiście nakrzyczałabyś za takie myśli.
I przytulałabyś z uśmiechem, że jestem durna i że taką mnie kochasz. Bo kochałaś mnie za najgłupszą głupotę.
Tak najbardziej na świecie to bym chciała, żebyś teraz podrzucała mi swoje dzieci, gdy biegłabyś do fryzjera. Rozpieszczałabym je okrutnie, a one by mnie uwielbiały.
Żebyś kłóciła się z mężem i spała u mnie w weekend, żeby mu zrobić na złość. I żebyśmy sobie do SPA do Nałęczowa skoczyły na rocznicę matury. Albo nie, tam jest jakoś tak staro i sanatoryjnie. Do Lublina lepiej, tam jest takie małe fajne SPA przy galerii. I szalałybyśmy w IKEI. Bo mamy IKEĘ wiesz, Kotku?
Bo tak bardzo bym chciała, żebyś była.
Katarzyna Józefacka
Fot. Aleksandra Machowicz-Jaworska