Kto ma ziemię, ten ma problemy. To już wiemy. Ale jesteśmy tu po to, by podpowiadać jak ich unikać. A jeśli i tak nas dopadną, to jak sobie z nimi radzić. Dziś będzie o punktach i znakach granicznych.
Zacznijmy od razu od definicji! Przez punkty graniczne – rozumie się punkty określające przebieg granicy nieruchomości. Zaś za znak graniczny – uważa się znak z trwałego materiału umieszczony w punkcie granicznym lub trwały element zagospodarowania terenu znajdujący się w tym punkcie. Tak stanowi Rozporządzenie Ministrów Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej z dnia 14 kwietnia 1999 r. w sprawie rozgraniczania nieruchomości. Dz.U. 1999 nr 45 poz. 453. A więc znak to coś realnego. Przede wszystkim słupek betonowy lub kamienny. Ewentualnie rurka, trzpień. To zależy w jaki sposób w konkretnym miejscu można takiej stabilizacji (bo tak się ta czynność nazywa) dokonać. W szczególnych przypadkach może być to nawet znak farbą.
Ważne jest tutaj również co innego. Otóż taka stabilizacja, aby była prawnie skuteczna, może być wykonana jedynie przez uprawnioną osobę (geodetę), działającego w ramach zgłoszonych prac geodezyjnych. Czemu? A no właśnie po to, by taki geodeta zawiadomił o czynnościach stabilizacji znaków granicznych naszych sąsiadów. A czasem nas jako sąsiadów. W przypadku skutecznego zawiadomienia, czynności stabilizacji znaków są ważne nawet jeśli zainteresowani tak naprawdę nie są zainteresowani udziałem. No cóż, to już kwestia osobista. Same zaś czynności osadzenia znaków kończy stosowny protokół. I o to właśnie tu chodzi. Nawet najpiękniejszy słupek z polerowanego marmuru wart jest tylko tyle, ile waży, jeśli nie istnieje dokument, który „legalizuje” jego pochodzenie. A jest nim na przykład taki właśnie protokół.
Jaka z tego nauka? Ano taka, że tak jak nikt rozsądny nie kupi samochodu bez dowodu rejestracyjnego (choć taki tani), tak nie powinno się „wyznaczać granic” bez stosownej dokumentacji. A dokładniej, nie warto korzystać z takich „ofert”, bo w gruncie rzeczy płacimy jedynie za zabite paliki (ok. 0,50 zł za sztukę) lub co najwyżej zakopane słupki (do 10 zł za jeden). A skoro już o palikach mowa… zgodnie z podaną na wstępie definicją, palik nie jest znakiem granicznym. Dlaczego? Bo nie jest z trwałego materiału. Jeśli można wbić palik, to można i rurkę. Ale pamiętajmy, wyłącznie przez geodetę i wyłącznie w sposób udokumentowany.
Dalszy wniosek z tego jest taki, że paliki jako takie nie podlegają specjalnej ochronie. Co nie znaczy, że można je usuwać czy przestawiać. Z kolei znaki graniczne to już zupełnie inny kaliber. Żeby było treściwie, zacytuję art. 277 Kodeksu Karnego. „Kto znaki graniczne niszczy, uszkadza, usuwa, przesuwa lub czyni niewidocznymi albo fałszywie wystawia, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.” Raczej nie warto, prawda? Podsumowując, unikamy palikowania bez dokumentacji. Taniej kupić kołeczki w sklepie ogrodniczym. Jak już geodeta zaprasza w teren, to w naszym interesie jest taki spacer sobie zrobić. A jak już pojawią się trwałe znaki graniczne, to dbamy o nie jak o swoje. Bo w istocie i dla nas również one są. O tym z jakich powodów takie znaki w terenie mogą się pojawiać, czyli o rozgraniczeniach, wznowieniach, wyznaczaniach, ustalaniach, przyjmowaniach etc. napiszę już w kolejnych odcinkach.
Geo-Comlex R&J Buczek