Do szczęścia brak zieleni
Czy to sobie uświadamiamy, czy też nie – zieleń w przestrzeni publicznej w znaczący sposób kształtuje jakość i komfort naszego życia. Według normy zalecanej przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) powierzchnia terenów zielonych w mieście powinna wynosić przynajmniej 50 mkw. na jednego mieszkańca. Statystycznemu mieszkańcowi Chełma do pełni szczęścia brakuje więc aż 25 mkw. zieleni w przestrzeni miasta.
Na terenie Chełma (na podstawie ostatnich dostępnych danych Głównego Urzędu Statystycznego z 2017 roku) mamy 48,79 ha parków, 14,40 ha zieleńców, 93,90 ha zieleni osiedlowej, 86,60 ha zieleni ulicznej (trawniki, drzewa, krzewy, klomby) oraz 1,29 ha zieleni nieurządzonej w postaci lasu. Ogółem parki, zieleńce i zieleń osiedlowa stanowią 157,09 ha, czyli zaledwie 4,5 proc. powierzchni Chełma. To bardzo mało, zważywszy że tereny zielone w polskich miastach zajmują średnio około 20 proc. powierzchni. I jeśli nawet do terenów zielonych włączymy zieleń uliczną i lasy, których GUS nie uwzględnia, to nadal mamy w Chełmie tylko 255,98 ha zieleni, czyli niespełna 7 proc. obszaru miasta.
Na jednego mieszkańca Chełma, biorąc pod uwagę wskaźnik GUS (parki, zieleńce, zieleń osiedlowa), przypada zaledwie 24,9 mkw. zieleni! A doliczając las oraz zieleń uliczną, która zdaniem naukowców pełni w miastach niemal wyłącznie funkcję dekoracyjną, otrzymamy 38,8 mkw. na statystycznego mieszkańca. Wciąż za mało.
Miasto nad Uherką zdecydowanie nie jest miastem – ogrodem. Zmierza raczej w kierunku betonowej pustyni. Przybywa budynków, bruku i parkingów, a drzew i zieleni ubywa. Problem braku zieleni najbardziej dotyka centrum. Wystarczy policzyć, ile drzew rośnie na deptaku. Tych w gruncie! Rośliny w donicach – niestety – nie mają praktycznie żadnego znaczenia dla poprawy stanu środowiska ani neutralizowania uciążliwości miasta i służą jedynie poprawie estetyki.
Tylko wysoka zieleń znacząco poprawiają warunki życia i łagodzi miejski klimat, ograniczając efekt miejskich wysp ciepła – jakże dotkliwy latem w czasie upałów w wybrukowanym centrum. Duże drzewa produkują tlen, nawilżają i oczyszczają powietrze, zatrzymują wody opadowe i odciążają kanalizację miejską, stanowią naturalną ochronę przed wiatrem oraz izolują mieszkańców od ulicznego hałasu i zanieczyszczeń. Dla porównania: ilość tlenu wyprodukowana przez powierzchnię listowia jednego dużego buku równa się mniej więcej ilości tlenu wytwarzanej przez 1700 dziesięcioletnich sadzonek buków.
Na to jak żyje się nam w mieście wpływa ilość, dostępność i jakość zielonej infrastruktury w przestrzeni publicznej. A ponieważ z tą nie jest najlepiej, komfort życia w Chełmie znacząco spada. Nie bez powodu narzekamy na zanieczyszczone powietrze, wszechobecny kurz, uciążliwy hałas uliczny, rozgrzany bruk latem i regularne podtopienia po ulewach.
Zieleń w mieście to jednak nie tylko kwestia środowiska przyrodniczego, ale także relacji społecznych. Sprzyja zdrowiu i lepszemu samopoczuciu, zachęca do aktywności fizycznej oraz – co nie mniej istotne – ogólnodostępne tereny zielone stwarzają przestrzeń do integracji mieszkańców. Dlatego niedostatku zielonej infrastruktury nie zrekompensuje upiększanie ulic, skądinąd tak miłymi dla oka, bratkami (o zgrozo, sadzonymi w koszmarnych betonowych kwietnikach) czy innymi kwiatkami.
By żyło nam się lepiej, zdrowiej i przyjemniej, w Chełmie potrzeba więcej zieleni, nie bruku i betonu! I o tym władze miasta winny pamiętać.
Kamirianna