Z pogańską święconką
Kultywowana współcześnie, rzekomo staropolska i chrześcijańska, wielkanocna święconka to tradycja ustalona i spopularyzowana przez kościół katolicki w czasach II Rzeczpospolitej.
Obecnie jej praktykowanie uchodzi w Polsce za symbol przynależności do kościoła, choć jeszcze przed pierwszą wojną światową święcenie pokarmów przez księży na Wielkanoc było jedynie pogańskim zwyczajem „uświęconym wiarą chrześcijańską”. Tolerowanym przez kościół, głównie ze względu na korzyści materialne. „Gdyby rzeczywiście tradycja święconego związana była z chrześcijaństwem, to zwyczaju tego szukać powinniśmy przede wszystkiem u narodów, które chrześcijaństwo przyjęły znacznie wcześniej niż Polska, (…) Tam jednak zwyczaju tego nie spotykamy nigdzie” – na próżno usiłowała dementować w 1927 roku „Rzeczpospolita”.
Święcone to „zalegalizowane” pokropieniem święconą wodą przez księdza jadło przygotowywane dawniej na pogańską ucztę z okazji świąt wiosennych. Zwyczaj ten kościół przez wieki, w zależności od swoich interesów, z jednej strony „uświęcał wiarą chrześcijańską”, z drugiej usilnie zwalczał. Na tyle skutecznie, że na początku XIX wieku tu i ówdzie na ziemiach polskich groziło mu całkowite zapomnienie. W 1849 roku ksiądz Jan Laksy, wzywał światłe duchowieństwo do jego wskrzeszania, stwierdzając że święcenie pokarmów w Wielkanoc to zamierający obrzęd, owszem pogański, ale jakże piękny i rozczulający.
W pierwszej połowie XIX wieku w miastach zanikało nie tylko święcenie pokarmów przez księży. Coraz częściej rezygnowano też z przygotowywania tradycyjnego święconego w domach, czyli zastawionego stołu czekającego na gości o każdej porze dnia przez całe święta, ograniczając się do proszonego śniadania lub obiadu wielkanocnego. Zanik staropolskiej tradycji tłumaczono wówczas modą na wykwintną kuchnię, niedającą się pogodzić z „prostackim” święconym, czyli słowiańskimi żurami, kisielami, kołaczami, obertuchami i jajecznikami. Za danie najbardziej zbliżone do ducha słowiańskiej święconki półtora wieku temu uznawać zaczęto szynkę, bardzo narzekając przy tym na jej ówczesną jakość.
Dziś nie przypadkiem Wielkanoc powszechnie kojarzy się ze śniadaniem. Większości naszym ubogim przodkom, o czym od dawna już nie chcemy pamiętać, świątecznego jadła starczało tylko na śniadanie. I to pod warunkiem, że nie skonsumowano go wcześniej. W 1891 roku arcybiskup lwowski nie bez powodu gromił katolików za powszechnie panujący w miastach grzeszny zwyczaj zjadania święconego w sobotni wieczór, kiedy wciąż obowiązywał post.
W 1906 roku polską tradycję święconego za bezpowrotnie skazaną na wyginięcie postrzegała „Ziemia Lubelska”: „Już w Warszawie, jak również w innych miastach większych polskich, coraz częściej spotyka się domy, nawet zamożne, na Wielkanoc wcale nie zastawiające stołu ze święconem; więcej jeszcze jest tych, które, nie mogąc się odważyć na zerwanie zupełne z przeszłością, zachowują choć pozór jego, ale bardzo skromny, czyniąc to raczej dla służby, niż dla siebie”. Autentycznego święconego radzono szukać tylko na wsi, w zamożnych dworach ziemiańskich, a najlepiej u prostego ludu, który najbardziej zawzięcie trwał przy starych słowiańskich obyczajach.
Oficjalnie pogańskie święcone kościół zaanektował dopiero w 1916 roku, kiedy na konferencji biskupów prowincji warszawskiej ostatecznie uregulowano zwyczaj święcenia pokarmów, dostosowując go do przepisów kościoła powszechnego. Bezwzględnie zakazano księżom praktykowania święcenia po domach, dopuszczając poświęcanie przyniesionych przez wiernych pokarmów podczas rezurekcji lub w niedzielę wielkanocną. Orędzie arcybiskupa warszawskiego odczytano wiernym z ambon, wyjaśniając iż błogosławieństwa pokarmów zbyt często prowadziło do grzechów pijaństwa i obżarstwa, tak wśród ludu, jak i księży.
Duchowieństwu nakazano odtąd ściśle i bez wyjątków stosowanie się do nowych wytycznych. Ale nakaz przynoszenia pokarmów do święcenia do przedsionków kościołów lub na cmentarze stale spotykał się z bojkotem wiernych i wielu księży, żądających przywrócenia „jeżdżenia po święceniu”, jako dostarczającego im wielu korzyści. Dyscyplinowanie duchownych, zwłaszcza na prowincji, przebiegało opornie. „Przegląd Katolicki” w 1927 roku nie krył, że główną przyczyną wprowadzenia zakazu święcenia pokarmów po domach były liczne nadużycia księży, gorliwie wyjeżdżających do święcenia nawet w Wielki Piątek i nagminnie zaniedbujących odprawiania mszy oraz słuchania spowiedzi. A przy tym nadużywających nie tylko święconej wody…
Kamirianna